Co będzie z dyktandami?

 

Uchwalone przez Radę Języka Polskiego zmiany w pisowni (które popieram; byłem jednym z ich inicjatorów) wywołują pytanie o to, co dalej z popularnymi dyktandami, organizowanymi centralnie lub lokalnie. Jak wiadomo, zostały one zainicjowane przez Krystynę Bochenek (ówcześnie redaktor Polskiego Radia Katowice, później wicemarszałek Senatu RP; zginęła tragicznie  w katastrofie pod Smoleńskiem),  która w roku 1987 zorganizowała w Katowicach pierwsze ogólnopolskie dyktando.

W następnych latach idea ta rozprzestrzeniła się i w rezultacie pojawiły się dyktanda w kilkudziesięciu miastach i miasteczkach Polski, a także wśród Polonii różnych państw.  W dyktandach lokalnych brało udział od kilkudziesięciu do nawet kilkuset osób. Większość uczestników traktowała je jako zabawę albo sprawdzenie swoich umiejętności ortograficznych, ale były też takie osoby, które jeździły od jednej miejscowości do drugiej organizującej dyktando, by zdobywać kolejne nagrody. Z czasem niektórzy uczestnicy dyktand (zwłaszcza tego ogólnopolskiego w Katowicach) nabrali takich umiejętności, że przewyższali w znajomości ortografii nawet twórców dyktand, zawodowych językoznawców. Było nawet dyktando mistrzów – laureatów dyktand katowickich. Jako ciekawostkę można podać to, że było dyktando dla parlamentarzystów (w roku 2006, Roku Języka Polskiego), a w kilku dyktandach katowickich uczestniczyli (w odrębnej kategorii) dziennikarze, aktorzy, piosenkarze,  politycy, działacze samorządowi, sportowcy. W najliczniejszych dyktandach w Katowicach uczestniczyło ponad tysiąc osób, co zmusiło mnie jako autora dyktanda do napisania trzech równoległych i równoważnych ortograficznie tekstów dla trzech grup piszących.

Moda na dyktanda trwała do pandemii w roku 2020, po pandemii trochę osłabła, ale nadal dyktanda są organizowane.

Ale co zrobić teraz, gdy mamy się przyzwyczajać do nowej pisowni wyrazów w jedenastu kategoriach znaczeniowych?

Gdyby zmiany weszły w życie od razu, problemu by nie było: w dyktandach należałoby pisać według nowych zasad, pisownia sprzed reformy byłaby uznana za błędną. Tak jednak nie jest: zmiany wchodzą w życie dopiero od 1 stycznia 2026 roku.  Mamy tu kilka rozwiązań.

  1. Organizując dyktanda do tego czasu należy więc uznawać za obowiązujące dotychczasowe reguły. Ale… przecież co bardziej świadomi piszący mogą już się uczyć (i nauczyć) nowych zasad i mylić się w trakcie pisania. Poza tym, po co utrwalać reguły, które za półtora roku przestaną obowiązywać.
  2. Może więc organizować „dyktanda progresywne”, w których będą obowiązywać już nowe rozwiązania pisowniowe? Ale to chyba trochę wychodzenie przed szereg, bo przecież (odpukać!) coś jeszcze może się wydarzyć i nowe przepisy nie wejdą w życie. Raz już przecież tak było: w roku 1962 zmiana (zresztą drobna i jednostkowa) uchwalona przez grono językoznawców i nawet wydrukowana w kolejnym (trzynastym!) wydaniu słownika ortograficznego, została anulowana przez czynniki ministerialne i nie weszła w życie.
  3. Wyjściem z tej sytuacji byłoby nieużywanie w dyktandach przeprowadzanych do roku 2026 wyrazów i połączeń wyrazowych pisanych wedle zasad obecnie zmienionych. Ale jakżeby to zubożyło takie dyktanda! Wszak te nowe zasady dotyczą pisowni wielką i małą literą oraz pisowni łącznej i rozdzielnej wielu wyrazów, a to właśnie stanowiło główny problem dla wielu dyktandowiczów. Bez tego dyktanda stałyby się z pewnością o wiele łatwiejsze, a niektórzy by powiedzieli, że superłatwe (wedle nowej pisowni też: super łatwe).
  4. Może więc zastosować jeszcze inną zasadę: nakazać uczestnikom tegorocznych i przyszłorocznych dyktand uwzględniać pisownię podwójną: starą i nową wszędzie tam, gdzie ona występuje. Ale to znowu znacznie utrudniłoby dyktando i zniechęciło wielu jego potencjalnych uczestników.
  5. No więc pozostaje jeszcze jedno radykalne rozwiązanie: do 1 stycznia 2026 nie organizować dyktand… Czy to się jednak spodoba osobom przyzwyczajonym do cyklicznego (czasem od wielu lat) uczestnictwa w zmaganiach ortograficznych, a także ich organizatorom i twórcom dyktand?