Wskutek ostatnich doniesień medialnych związanych z kontrowersjami wokół osoby mojego ojca z licznych internetowych komentarzy oburzonych czytelników wyłania się obraz stanowiący kompletne przeciwieństwo nie tylko tego ojca, którego znam ja, ale i tego sympatycznego profesora, pana od poprawnej polszczyzny, którego przez ostatnie 50 lat poznali słuchacze radia i entuzjaści języka polskiego. Ludzie już uważają, że wiedzą, że jest potworem. Pozwólcie więc proszę, że powiem kim jest naprawdę.

Mój ojciec jest człowiekiem niezwykle ciepłym.

Jest osobą dobroduszną. Zawsze zakłada, że drugim człowiekiem kierują najlepsze intencje, przez co nieraz w życiu brzmiał czy postępował naiwnie. Nigdy też nie spodziewał się, że ktoś mu bliski, może postąpić na jego niekorzyść (co jak wiadomo każdemu się może w życiu przydarzyć) i bardzo w tych sytuacjach cierpiał.

Jego dobroduszność była jedną z tych rzeczy, które czyniły z niego wspaniałego wykładowcę. Stawiał studentom tylko jasne i adekwatne do treści przedmiotu wymagania, pomagał tym, którzy mieli trudności i dawał czasem zbyt wiele drugich szans na egzaminach. Nigdy nie spotkałam studentki czy studenta polonistyki (a spotkałam sporo), którzy wypowiadaliby się o nim inaczej niż w samych superlatywach. Podobnie lubili go współpracownicy, dla których nierzadko zrywał się z urlopu, także zdrowotnego, by pomóc im w sytuacjach zawodowych.

Nigdy nie miał niezdrowego parcia na szkło. To, że stał się znany, było jedynie skutkiem ubocznym jego pasji i poświęcenia nauce. Niejednokrotnie kierował zaproponowane mu lukratywne oferty do innych kolegów po fachu, jeśli nie czuł się komfortowo z zainteresowaniem mediów, jakie mogłyby mu owe zlecenia przynieść. Gdy występował prywatnie w różnych bibliotekach czy na wydarzeniach popularyzujących naukę, zawsze dostosowywał wysokość swojego wynagrodzenia do możliwości finansowych danego ośrodka, niejednokrotnie popularyzując naukę za półdarmo. Nigdy nie był chciwy.

Mój ojciec jest człowiekiem niezwykle pracowitym. Dla osób niezwiązanych z uniwersytetem na co dzień może się wydawać, że dojście do wysokiego stanowiska świadczy o karierowiczostwie czy zdolnościach politycznych, ale prawda jest taka, że wszystkie stanowiska dyrektorskie, dziekańskie itd., wiążą się z ogromem dodatkowej pracy administracyjnej i w przeważającej mierze, niezależnie od wydziału, nie ma chętnych do brania na siebie tej dodatkowej roboty. Każda więc taka pełniona przez niego funkcja była nie przejawem megalomanii, ale zgody na wzięcie na siebie obowiązków dla dobra społeczności akademickiej, z którą zawsze był głęboko związany. Podobnie było z masą innych funkcji, które pełnił w różnych radach, komisjach i stowarzyszeniach za pieniądze nieadekwatne do wymiaru pracy. To może brzmieć dziwnie, ale takie są realia akademickie i jest na różnych wydziałach wielu ludzi, którzy postępują tak jak on.

Społeczność akademicka ceniła go nie tylko za ogromny dorobek naukowy, ale także za poczucie humoru i pełen serdeczności sposób bycia.

Z połączenia tych wszystkich opisanych cech wynikał niezwykle ojcowski stosunek jakim darzył wszystkie osoby, którym pomagał w rozwoju kariery akademickiej jako promotor czy mentor. Jego pokój jest dziś dosłownie zawalony podziękowaniami za te relacje: dedykacjami w książkach, prezentami z okazji jubileuszów pracy naukowej, pluszowymi łosiami (które od lat kolekcjonuje i w przeważającej mierze dostaje od studentów). Wiele z jego doktorantek po obronie zostało w naszym życiu jako przyjaciółki rodziny, razem z mężami odwiedzały moich rodziców w wakacje w ich domku na wsi, utrzymywały koleżeńskie stosunki ze mną i moją siostrą, informowały o ważnych wydarzeniach ze swojego życia, życzyły zdrowia w trudnych czasach i pisały życzenia na święta.

Powtarzając słowa mojej mamy, nie jest to człowiek skłonny do przemocy, tym bardziej seksualnej. Nie jest chciwy, głodny władzy. Nie posiada toksycznej osobowości. Nie umie oszukiwać.

Nie jest człowiekiem idealnym, bo tacy nie istnieją, ale na pewno bliżej mu do tego, niż do obrazu jaki powstał ostatnio w mediach.

Jestem jego najmłodszą córką, obecnie studentką, angażuję się w walkę o prawa różnych mniejszości. Zawsze był dobrym ojcem i zawsze mogłam liczyć na jego wsparcie w moich działaniach. Niezwykle mnie boli, że w świecie pełnym prawdziwie obrzydliwych starych dziadów, to kogoś takiego jak on, się od nich wyzywa.

Oczywiście opinia członka rodziny może zostać potraktowana jako stronnicza, niemniej jednak w sytuacji, w której właściwie wszystkie opinie są stronnicze, uznałam, że muszę przedstawić ludziom sylwetkę ojca, której nie mieli ostatnio okazji zaobserwować.

Na koniec pragnę dodać, że moją postawę w tej sprawie ukształtowała nie tylko znajomość charakteru mojego ojca, ale również znajomość licznych faktów niedostępnych dla osób postronnych.

E.M.