Uwagi żony profesora molestatora

Słowo jest podstawową materią, której dziennikarze używają w swojej pracy. To oczywistość. Ta cecha słowa, o której mowa jest w przysłowiu, powoduje, że czwarta władza zobowiązana jest do używania go odpowiedzialnie. Odbiorcą słowa są poszczególni ludzie, ale oni tworzą masowego odbiorcę, a masowy odbiorca kieruje się prawami tłumu. Im więcej sensacyjnych informacji w tekście, tym bardziej nośny i ciekawszy jest on dla tzw. masowego czytelnika. Dzięki słowu dziennikarze żyją i mogą się lansować. Posiąść moc sterowania tłumem to marzenie polityków, a dziennikarze mogą im w tym pomagać.

Znany profesor molestował – to jest dopiero wiadomość! Nikt o tym nie wiedział przez 30 lat, a on macał, przyciskał, dociskał, wkładał język do gardła i onanizował się! Panny milczały, bo się go bały. Miał straszną moc. Był duży, silny, a do tego profesor, dyrektor no i oczywiście mężczyzna!

Tego typu brednie docierają do mnie z prasy od marca 2022. Im więcej komentarzy w mediach społecznościowych, tym profesor robi się straszniejszy. Tłum zaczyna pałać chęcią linczu. Trzeba będzie chyba palić jego książki.

A dlaczego o tym piszę? Ano, bo jestem od 33 lat żoną tego zboczeńca, psychopaty i molestatora.  Czemu nie mówi się, że mógł molestować i lat 50? Przedtem też był mężczyzną, też wykładał na UW.

Sprawa wybuchła właśnie w przeddzień 50. rocznicy jego pracy na UW, kiedy miał odejść… Przypadek?

Nikt z koleżanek i kolegów do mnie nie zadzwonił i nie zapytał, jak się czuję i co jest grane.

Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które pośrednio przekazały mi pozdrowienia. Nikt nie wie, co powiedzieć żonie zboczeńca. „No bo przecież zarzuty są silne, przerosło to nas” dowiedziałam się od jednej ze znajomych z Instytutu Języka Polskiego.

Silne zarzuty? NAM NIE PRZEDSTAWIONO ZARZUTÓW, choć WSZYSCY  je znają.

Znają? A może tylko bawią się w głuchy telefon, powtarzając za plotkami rozsiewanymi przez skarżące, mimo poufnego charakteru sprawy, o której nam od początku mówić zabraniano.

Większość kolegów w szoku. Nikt przecież nic nie wiedział, nie przypuszczał nawet, że Andrzej jest takim zboczeńcem.  Wpadają w popłoch.  Nikt na wszelki wypadek nie pyta i nie dzwoni do niego. Ostracyzm dotyka także mnie. Pewnie jestem współwinna. Po każdym dniu pracy wracał do domu i opowiadał mi o swoich niecnych czynach, więc razem tworzymy parę zboczeńców. Ja, bo akceptuję zboczeńca, mało tego – urodziłam dwie jego córki. Przepraszam za niesmaczną ironię, ale czy WY,  KOBIETY, te walczące o nasze dobro z tzw.  patriarchatem, umiecie sobie wyobrazić, co czuję? Pomyślałyście o mnie robiąc ten rwetes? Publicznie wycieracie sobie gęby tym, jak bardzo współczujecie żonie, ale nie podjęłyście żadnej próby kontaktu ze mną w tej sprawie ani teraz, ani przez ostatnie 30 lat. Skoro wiedziałyście o wszystkim to dlaczego milczałyście? A skoro nie wiedziałyście, to jak możecie powtarzać, że „wszyscy wiedzieli”.

Panie molestowane, wykorzystywane niecnie przez mojego męża, dlaczego nie miałyście odwagi pomóc mi i powiedzieć mi o tym, dlaczego nie zrobiłyście zdjęć w trakcie lub tuż po? Przynajmniej niektóre z was mnie znają. Wstydziłyście się mnie? Pani ”Magdaleno”! Czemu niespodziewanie i wbrew jego woli pocałowała Pani mojego męża i wdzięczyła się Pani do niego, jak zresztą pamiętają ludzie studiujący razem z Panią? Nie słyszała Pani o tym, że jest żonaty i ma małe dzieci?

Mąż nigdy nie ukrywał, że jest szczęśliwie żonaty. Często na wykładach, niejednokrotnie kończonych oklaskami, opowiadał o swoich córkach, dzięki nim znał np. język młodzieżowy.

OSKARŻYCIELKI PUBLICZNE z Facebooka! ZNACIE TEGO CZŁOWIEKA? Miałyście z nim osobisty kontakt, czy tylko jedna baba drugiej babie powiedziała…o tym co działo się za drzwiami, czego nikt nie widział? Jeśli go nie znacie, to milczcie!

Ci, co go naprawdę znają, wiedzą dobrze,  że to człowiek otwarty, a choć duży, jest słaby fizycznie i dobroduszny. Pomagał wielu  ludziom, a do tego jest mądrym i porywającym wykładowcą i nauczycielem. Przez 50 lat same bardzo dobre opinie, brak złych opinii, także w anonimowych ankietach ewaluacyjnych… Od wielu lat skrajnie zapracowany – praca naukowa, administracyjna, popularnonaukowa, szkolenia, wykłady itd., a do tego walczy z chorobą nowotworową. Mógłby już dawno odejść na emeryturę, ale ma na utrzymaniu mnie (nie mogę pracować w  zawodzie neurologopedy w konsekwencji powikłań po poważnej operacji usunięcia guza mózgu) i córkę (na szczęście w tym roku kończy już studia), trzy koty znajdy…

Przyznajcie, że ja go znam najlepiej! Wiem, jaki jest w sytuacjach intymnych i gwarantuję  ZERO PRZEMOCY. Skłonność do przemocy seksualnej nie leży w naturze tego człowieka.

Dziękuję tym wszystkim, którzy, znając Andrzeja dobrze od lat, i tym którzy znają go jedynie zawodowo, odważyli się odezwać i powiedzieć – nie wierzę, to nie Ciebie tu opisują. To nie jest możliwe.

Ale łatwiej jest napisać złe słowa i napawać się sensacją. Łatwiej wierzyć w historie, które powielają utarty schemat, niż szukać prawdy. A słowo wróblem wyleci, a powróci wołem, a czasem kamieniem. Jednak to nie jest słowo ostatnie, przynajmniej z mojej strony.