W ubiegłorocznych wpisach na tym blogu odniosłem się do zarzutów stawianych mi  w czterech wątkach skargi (czyli przez cztery kobiety) do Komisji Rektorskiej ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji na Uniwersytecie Warszawskim. W sprawie autorek dwóch innych wątków toczyły się wówczas postępowania  sądowe i postanowiłem, że wrócę do nich po zakończeniu tych procesów.

W obu sprawach sądy rejonowe i okręgowe nie wydały wyroków skazujących osoby przeze mnie oskarżone, nie doszło bowiem do właściwych rozpraw.  Uzasadnieniem umorzenia postępowania było to, że kobiety te miały prawo złożyć skargę do uczelnianej komisji antydyskryminacyjnej. Sądy nie uwzględniły tego, że nie oskarżałem tych dwóch kobiet o to, że takie skargi złożyły, lecz o to,  że w tym, co napisały w oskarżeniu – kłamały. Kłamały, gdyż przytaczały zmyślone sytuacje i rzekome fakty molestowania z mojej strony, które się nigdy nie zdarzyły. Co więcej: sądy nie przeprowadziły postępowania dowodowego, uniemożliwiając mi konfrontacje przed sądem z oskarżającymi mnie kobietami czy przedstawienie moich świadków.  Czyli nie była możliwa weryfikacja tego, co owe kobiety napisały w skardze, weryfikacja przed obiektywnym organem, jakim jest sąd.

Sądy uznały też, że oskarżenia wobec mnie nie miały charakteru publicznego, choć w aktach oskarżenia i zażaleniach na decyzje sądów rejonowych udowadniałem, że w wyniku oskarżycielskiej działalności obu kobiet o rzekomym moim zachowaniu dowiedziały się liczne osoby ze środowiska polonistycznego.

Jeśli chodzi o autorkę wątku numer 5 skargi (nazwijmy ją tu Jaśminą), to treści  w formie niemal identycznej jak w skardze do Komisji są w paszkwilu Anny Goc w „Tygodniku Powszechnym” z końca marca 2022 w wypowiedziach osoby (zwanej tam „Magdaleną”),  którą można bez trudu rozpoznać jako Jaśminę. Jaśmina wystąpiła też w audycji radia TOKFM, w której mówiła o rzekomym molestowaniu jej przez profesora jednej z wyższych uczelni, gdy kilkanaście lat wcześniej była jego studentką. Osoby ze środowiska warszawskiej polonistyki rozpoznały bez trudu mnie jako oskarżanego profesora, a po głosie i sposobie mówienia zidentyfikowały  autorkę wypowiedzi jako Jaśminę. Co więcej, to jedna z moich doktorek zadzwoniła w trakcie tego programu do mnie, mówiąc, że właśnie jest nadawana audycja na mój temat i wskazując stację, na której to się dzieje. Także dwie inne moje doktorki oraz osoby z Instytutu Języka Polskiego UW w rozmowach ze mną potwierdziły, że to Jaśmina mnie oskarżała w audycji radiowej.  Mąż jednej z moich oskarżycielek podawał na swoim facebooku link do audycji red. Gmiterek-Zabłockiej, a komentarze pod jego wpisem wymieniały mnie jako negatywnego bohatera tej audycji. Czyż to nie świadczy o publicznym charakterze zniesławiających mnie wypowiedzi Jaśminy?

W wypadku autorki wątku numer 1 (nazwijmy ją Faustyną) upublicznienie jej wypowiedzi zniesławiającej mnie nastąpiło przede wszystkim w paszkwilu Anny Goc, gdzie niejaka „Judyta”, opisana jako jedyna aktualna studentka polonistyki, która mnie  oskarża o  rzekome całowanie, przyciskanie i wypytywanie o życie osobiste,   mówi prawie identycznie to samo, co pisze Faustyna  w skardze do komisji antydyskryminacyjnej. W skardze Faustyna  przyznaje się również do montowania grupy przeciwko mnie, a tym samym do rozpowszechniania, ergo upubliczniania, swoich oskarżeń.

Wniosek jest oczywisty. Ponieważ:

– sądy nie przeprowadziły postępowania dowodowego, umarzając procesy;

– przedtem komisja antydyskryminacyjna nie zweryfikowała w wymaganym zakresie  skargi  kobiet rzekomo przeze mnie molestowanych, a także nie przedstawiła mi jej treści, co uniemożliwiło mi odniesienie się do konkretnych zarzutów (Szerzej piszę o tym we wpisie o Komisji Antydyskryminacyjnej);

– prokuratura nie podjęła śledztwa w mojej sprawie (w oficjalnym piśmie prokurator pisze: „28 marca 2023 roku wydane zostało postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa, która to decyzja obecnie stała się prawomocna”; wytłuszczenie moje. A.M.),

w związku z tym nie zostało nigdy i nigdzie udowodnione, że zarzuty o to, iż molestowałem studentki i doktorantki, są prawdziwe, a ja nie będę udowadniać swojej niewinności.

Podejrzewam, że dużą rolę w tej całej sprawie (poza osobą robiącą tzw. zaciąg „pokrzywdzonych”), odegrała pani przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, radca prawna Karolina Kędziora, której klientkami łącznie z  Jaśminą i Faustyną były wszystkie pozostałe kobiety, które dołączyły się do skargi. Towarzystwu, prowadzącemu kampanię dotyczącą molestowania na uczelniach, przydatny był przykład profesora „drapieżcy seksualnego”. I taki mój obraz, wbrew powszechnym opiniom o mnie, wykreowano, szokując tym moje środowisko pracy.

Notabene, ta sama pani radca prawna prowadziła przez kilka lat pewną sprawę prof. Małgorzaty Fuszary (nie odnoszę się tu do meritum tamtej sprawy), która jest przewodniczącą uczelnianej komisji antydyskryminacyjnej i przewodniczyła w mojej sprawie. Panie się więc dobrze znają (Informację o tym zaczerpnąłem ze strony fejsbukowej PTPA). Czy jest rzeczą zwyczajną, że ta sama osoba jest adwokatką kobiet mnie oskarżających i adwokatką osoby, która przewodniczy komisji rozpatrującej skargę na mnie? Czyli: „Moje klientki składają skargę na X-a do mojej klientki”. O tych zależnościach dowiedziałem się w kilka i w kilkanaście miesięcy po posiedzeniach komisji antydyskryminacyjnej i po wydaniu przez nią opinii w mojej sprawie. Gdybym wiedział o nich wcześniej, wystąpiłbym oczywiście o wyłączenie prof. Fuszary z prac mojej komisji.

Oskarżenia wytoczone przeciwko mnie spowodowały daleko idące negatywne konsekwencje, które odbiły się nie tylko na moim życiu zawodowym i osobistym, ale też w znacznym stopniu na życiu mojej żony i córek. Zastanawiam się, czy obie oskarżycielki czują satysfakcję z tego powodu?