O „umniejszających zdrobnieniach”
Pozwolę sobie pierwszy wpis zamieszczony w tym dziale poprzedzić krótkim wprowadzeniem. Mimo przejścia na emeryturę pozostaję niezmiennie zafascynowany językiem polskim. Jednocześnie brak obowiązków związanych z pracą akademicką sprawił, że zyskałem trochę wolnego czasu. Strona ta powstała wprawdzie z bardzo przykrych doświadczeń, jednak od początku miałem nadzieję, że z czasem będę mógł ją wykorzystać także jako miejsce, gdzie będę mógł dzielić się moimi przemyśleniami językoznawczymi. Chciałbym, żeby – mimo przykrych początków – strona ta z czasem stała się źródłem dobrych, ciekawych, darmowych dla wszystkich treści o języku. Ponieważ nie jest jednak łatwo (ani może i stosownie) przeskakiwać od razu od poważnych spraw dotyczących mojego życia do treści kompletnie ich niedotyczących, pozwoliłem sobie przedstawić w pierwszym poście w tej sekcji moje językoznawcze refleksje związane z pojęciem molestowania seksualnego.
[Podkreślenia w tekście są moje]
O „umniejszających zdrobnieniach”
Portal internetowy Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego informuje na swojej stronie na facebooku, że Pani Profesor Monika Płatek powiedziała, iż nie ma wątpliwości, że używanie w środowisku pracy umniejszających zdrobnień czy określeń takich jak „słoneczko” czy „Ewuniu” może być traktowane jako molestowanie seksualne.
Kiedy czytam taką wypowiedź, przede wszystkim budzi się we mnie językoznawca – słowotwórca i semantyk. A ten od razu zadaje pytanie: co to jest „umniejszające zdrobnienie”? Otóż, o ile wiem, w językoznawstwie polskim nie ma takiego terminu. Należy się więc domyślać, że został on ostatnio stworzony (w Internecie jest wypowiedź z takim określeniem z roku 2020) dla nazwania takich zdrobnień, które mają ‘sprawiać, że ktoś lub coś staje się mniej ważnym; obniżać czyjąś wartość, wielkość, znaczenie’ („Współczesny słownik języka polskiego, red. B. Dunaj, Warszawa 2007). Nie wiadomo, czy taki typ zdrobnień ma dotyczyć tylko imion, czy też może się odnosić także do nazw pospolitych.
Przyjmijmy na razie, że autor/ka parafrazujący/a słowa Pani Profesor (ona sama takiego określenia w przytaczanym na fb filmiku nie użyła) ma na myśli używanie imion w formie „umniejszających zdrobnień”. Jakież to zdrobnienia imion można by tak określić? W omówieniu terminu zdrobnienie w „Nowym słowniku poprawnej polszczyzny” (Warszawa 2002) zaznacza się, że „oprócz znaczenia małości jest on [wyraz zdrobniały] często wykładnikiem funkcji ekspresywnej – wyraża najczęściej dodatnie nastawienie do nazywanego przedmiotu”. Jeszcze wyraźniej widać to w spieszczeniach – wyrazach zdrobniałych odnoszonych do istot żywych, wyrażających pozytywny, życzliwy stosunek mówiącego do osoby lub zwierzęcia. W świetle tego połączenie „umniejszające zdrobnienie” jest nieco sprzeczne wewnętrznie, ale można zrozumieć intencje tego, kto go używa.
Sądzę, że na przykład zwracanie się do kogoś w pracy per „panie Zdzisiu” może być odczute przez adresata tego zwrotu jako umniejszające zdrobnienie, bo Zdziś to mały Zdzisław (często dziecko jeszcze), a tu mamy do czynienia z chłopem na schwał. Podobnie mówienie do kogoś dorosłego „Ziutku, człowiecze” można określić jako umniejszenie znaczenia osoby. Oczywiście w takim samym stopniu może się to odnosić do kobiet („pani Ago”, „panno Agnisiu”), jeśli adresatki czułyby się umniejszone psychicznie wskutek takiego określenia.
Trudno mi jednak powiązać używanie tego typu „umniejszających zdrobnień” z molestowaniem seksualnym. Dlaczego pan Zdzisław czy pani Agnieszka, usłyszawszy taki zwrot adresatywny, mieliby poczuć się molestowani seksualnie?
Nie sądzę, żeby Pani Profesor Płatek ograniczała takie określenie do zwracania się do kobiet. Byłaby to przecież jawna dyskryminacja ze względu na płeć. Bo przecież „w środowisku pracy” zwracają się a) kobiety do mężczyzn, b) kobiety do kobiet, c) mężczyźni do kobiet d) mężczyźni do mężczyzn. Ponadto przełożeni do podwładnych, podwładni do przełożonych oraz podwładni do innych podwładnych. I jeśliby oskarżać o molestowanie seksualne przez użycie takich wyrażeń, to przecież w równym stopniu powinno się to odnosić do wszystkich wskazanych tu relacji. Czy na przykład jeśli przełożony mężczyzna zwraca się do podwładnej kobiety per „pani Zdzisiu”, to ją molestuje seksualnie, a jeśli przełożona kobieta zwraca się do podwładnego mężczyzny per „panie Zdzisiu”, to go nie molestuje? Takie ujęcie byłoby jawnym popieraniem seksizmu. Podobnie ze zwrotami typu słoneczko czy Ewuniu (a dlaczego także nie: Mareczku?). Jeśli uznać, że noszą one znamiona molestowania seksualnego, to wtedy, kiedy są używane we wszystkich typach relacji w środowisku pracy, a nie tylko wtedy, gdy mówi tak (on) przełożony do (niej) podwładnej. Z moich obserwacji życiowych wynika, że słoneczko, kochanie, Ewuniu często mówią przełożone (kobiety) do podwładnych. Skąd mamy pewność, że nie stoi za tym molestowanie seksualne?
W przestrzeni publicznej funkcjonują różne definicje molestowania seksualnego, często zależne od tego, w jakim kontekście są formułowane (karnym, socjologicznym itd.). Według informacji z portalu „Równoważni, równościowa strona UW – „Definicja molestowania seksualnego i kluczowe zagadnienia”: „Molestowanie seksualne może spotkać każdą osobę – niezależnie od płci, wieku, stopnia naukowego czy pozycji w uniwersyteckiej strukturze.”
Z kolei „Rekomendacje dotyczące języka niedyskryminującego na Uniwersytecie Warszawskim”, autorstwa prof. dra hab. Mirosława Bańko, prof. dr hab. Jadwigi Linde-Usiekniewicz i dra hab. prof. ucz. Marka Łazińskiego, zawierają następujący ustęp:
„pani Karolina, pani Anna Nie: Karolinka, Anusia… chodzi tu o studentki tak nazywane przez życzliwego im, często znacznie starszego profesora. Lepiej zrezygnować z takich form, gdyż odbierane są jako paternalistyczne i lekceważące. Jeśli sytuacja pozwala na skrócenie dystansu, lepiej użyć pełnej formy imienia: Karolina, Anna. To samo dotyczy zwrotów kierowanych przez wykładowcę do mężczyzn, ale formy imienne w odniesieniu do kobiet słyszy się częściej.”
Formy zdrobniałe imion są więc tutaj określone jako „paternalistyczne i lekceważące” i występujące częściej w przypadku zwracania się do kobiet, ale mogą dotyczyć również mężczyzn, choć w samym wyjaśnieniu zwraca się uwagę także na to, że forma taka może wychodzić od osoby starszej o życzliwym nastawieniu adresata, ergo nie mieć na celu poniżenia czy charakteru seksualnego w ogóle. We wstępie zaś wspomnianych rekomendacji autorzy piszą:
„Język nie jest przezroczysty. Można niechcący kogoś obrazić lub wywołać niepotrzebne napięcie używając słów, które uważamy za neutralne. Decydująca jest tu wrażliwość odbiorcy”. Dotykamy tu więc także innego aspektu poruszanego w filmiku z udziałem Profesor Moniki Płatek. W kontekście przykładowej sytuacji przedstawionej przez narratora filmiku znamienne wydaje się to, że do opisywanego przełożonego wielokrotnie docierały sygnały niezadowolenia, które nie doprowadziły jednak do zmiany jego zachowania. Czyni to sytuację dalece różną od tej, gdy osoba wypowiadająca dane słowa jest nieświadoma ich niestosowności.
Wracając jednak do językowej strony zagadnienia, to w ogóle trzeba chyba się zastanowić nad tym, czy angielski przymiotnik sexual należy zawsze tłumaczyć jako seksualny. Słowniki angielsko-polskie nie dają nam takiej pewności, bo oprócz tego znaczenia podają też ‘płciowy, związany z płcią, który dotyczy płci’. Może więc przynajmniej niekiedy chodzi nie o molestowanie, którego rezultatem miałoby być zbliżenie seksualne czy też zaspokojenie w inny sposób swoich potrzeb seksualnych, ale nękanie ze względu na płeć po prostu, czyli nękanie kobiet za to, że są kobietami, a mężczyzn za to, że są mężczyznami. To oczywiście też jest rodzaj przemocy, ale innej, czynionej z inną intencją. Moim zdaniem określenie molestowanie seksualne jest nadużywane w stosunku do zachowań, które z seksem (rozumianym jako współżycie płciowe lub inne czynności seksualne) nie mają wiele wspólnego, a mogą dotyczyć dyskryminacji ze względu na płeć. Zachowania takie dotyczą zarówno mężczyzn jako kobiet.
PS. Użyta w tekście na tamtym portalu forma „Profesora” (nie wiem, czy uzgodniona z autorką przytaczanej wypowiedzi), jest w moim odczuciu niegrzeczna, gdyż jako zgrubienie niesie ujemny ładunek emocjonalny. Formą żeńską od profesor jest profesorka, gdyż w polszczyźnie formy od rzeczowników tego typu tworzy się za pomocą przyrostka -ka, a nie elementu -a (por. nauczyciel – nauczycielka, wizytator – wizytatorka, lektor – lektorka, chłop – chłopka). Lansowane dziś formy typu (ta) doktora, (ta) inżyniera itp. mogą być wręcz odbierane jako obraźliwe. Według mnie najbardziej oddaje szacunek forma Pani Profesor (pani doktor, pani inżynier) od kilkudziesięciu lat używana w polszczyźnie.
Sire ira et studio
August 31, 2022 at 6:49 pmPanie Profesorze, jak dobrze, że dorastałam i wchodziłam w dorosłe życie w czasie, gdy nie było wokół tylu wrażliwców. Wiem, co to normalność, widzę punkt odniesienia, wyczuwam też groteskowość i absurd. Nie relatywizuję wszystkiego. Naprawdę współczuję młodym ludziom, którzy są pogubieni, ale odpowiedzialnością za to obarczam tych, którzy powinni być z racji wieku i urzędu mądrzy, a wyczuwam, jaki sieją chaos w głowach kolejnych pokoleń. Miałam szczęście, że w moim życiu pojawiali się inni ludzie, którzy przede wszystkim budowali prawdziwe poczucie mojej wartości. Być może ten blog stanie się miejscem, w którym zostaną obnażone absurdy współczesnych ideologii, wkradających się w nasze umysły właśnie przez język. Dziękuję i proszę o więcej.
Ewa Dulna-Rak
Stefan
September 8, 2022 at 2:57 amSądzę, że wszyscy skorzystalibyśmy na szkoleniu z…filozofii. Otóż istota sprawy tkwi w tym, że zarówno Pani Płatek, jak zresztą wszyscy definiujący dzisiejsze relacje międzyludzkie w nauce, a nawet w całej kulturze zachodniej (zarówno wysokiej jak i popularnej) to postmoderniści. Bez cienia przesady można powiedzieć, że postmodernizm to nie tyle jedna z teorii, ale wręcz paradygmat współczesnej nauki, a szczególnie humanistyki (niektóre szacunki mówią, że nawet 85% kadry naukowej na zachodnich uniwersytetach to ludzie identyfikujący się z postmodernizmem w tej czy innej wersji). Jest to klucz do zrozumienia ich postaw, celów i zachowań. W kontekście powyższego postu polecam odświeżyć sobie koncept śmierci autora, oraz to co o intencjach pisał np. Derrida. Zrozumieć można wtedy wiele więcej, między innymi frapujące pytanie dlaczegóż to “decydująca ma być wrażliwość odbiorcy”, a nie intencja autora..
Pyta Pan czemu nie traktuje się w tej kwestii kobiet i mężczyzn tak samo. Otóż po prostu dlatego, że postmoderniści nie wierzą żeby mężczyzna (ściślej – biały mężczyzna) mógł być przedmiotem jakiejkolwiek dyskryminacji. Nie wierzą, choć w regulacjach instytucjonalnych nie mogą tego przecież przyznać. Dużo by pisać. W skrócie, naprawdę polecam wniknąć w postmodernizm, choć to niełatwe i niesamowicie frustrujące. Ale koniec końców otwiera oczy.