Ponieważ niemal wszystkie artykuły na mój temat, a także wpisy na facebooku, odwołują się jako do źródła do opinii Komisji do spraw Przeciwdziałania Dyskryminacji na UW, opinii wydanej (zresztą jako poufna) 17 stycznia tego roku, i przytaczają sądy w tej opinii zawarte jako w pełni wiarygodne, należy przedstawić działania tej komisji w mojej sprawie. A wygląda to tak.

W ostatnim kwartale ubiegłego roku rektorska Komisja do spraw Przeciwdziałania Dyskryminacji na UW rozpatrywała skargę na mnie wniesioną przez grupę kobiet. W mojej opinii postępowanie tej komisji wobec mnie nosiło znamiona dyskryminacji, a sama Komisja postępowała niezgodnie ze swoim, notabene dalekim od doskonałości, regulaminem. Poniżej to udowodnię.

W regulaminie Komisji zapisano (§1.p. 1):

1.„Procedura antydyskryminacyjna określa zasady przeciwdziałania zjawisku dyskryminacji (w tym molestowania seksualnego) na Uniwersytecie Warszawskim, zwanym dalej „Uniwersytetem””.

Jednakże w części „Definicje używanych pojęć” (§ 2) nie ma definicji molestowania seksualnego, a w obszernej definicji zjawiska dyskryminacji też nie ma o tym mowy. Na jakiej więc podstawie Komisja oceniała, czy oskarżenia mnie akurat o molestowanie seksualne są zasadne? Z przebiegu prac komisji wynika, że rozumie ona to pojęcie zgodnie z jakąś inną definicją (innymi definicjami), których nie muszę znać i z którymi nie muszę się zgadzać. W opinii niektórych prawników komisja ta nie miała prawa zajmować się zjawiskiem, które w jej regulaminie nie zostało zdefiniowane, bowiem, jeśli nie jest jasno sformułowana definicja zjawiska, istnieje ryzyko podciągnięcia pod to pojęcie dowolnych sytuacji.

2. W § 6. p. 1. regulaminu czytamy: „Każda osoba, która czuje się poddana działaniom dyskryminacyjnym może zgłosić skargę. Skarga zgłaszana jest w formie pisemnej Koordynatorowi”.

Tymczasem jedna ze zgłaszających skargę studentek, która jest wymieniona w pierwszym zawiadomieniu mnie o wszczęciu postępowania, przyznała się w korespondencji mejlowej, którą dysponuję, że mnie nie zna: „Ja  nigdy z Markowskim nie miałam zajęć także totalnie nie znam człowieka” [ortografia oryginalna]. Po tym, jak powiedziałem o tym Komisji na wysłuchaniu-przesłuchaniu, nie została ona wymieniona w opinii końcowej Komisji. Zabieg ten – wycofanie z listy skarżących osoby, która pierwotnie tam była, nosi znamiona manipulacji ze strony Komisji, ponieważ gdyby owa studentka nadal była wymieniana jako osoba mnie skarżąca, mógłbym zarzucić Komisji delikt proceduralny, do którego faktycznie doszło. Wynika z tego, że Koordynatorka do spraw Antydyskryminacji przed przesłaniem skargi do Komisji nie sprawdziła, czy osoby podpisane pod skargą w ogóle mogły to zrobić, co jest istotnym uchybieniem formalnym. Nie wykluczam, że takich uchybień mogło być więcej: zaliczyłbym do nich przekazanie komisji skarg na molestowanie sprzed 23 lat. (Dodam, że o uchybieniach formalnych informowałem rektora UW w piśmie będącym moim komentarzem do opinii Komisji. Nie otrzymałem odpowiedzi).

3. W § 4. p.1 czytamy: „Rozpatrywanie spraw przez Komisję Antydyskryminacyjną, zwaną dalej ,,Komisją”, odbywa się z zachowaniem zasad: 1) bezzwłoczności; 2) poufności; 3) bezstronności”.

Zasada poufności  w działaniu Komisji w moim wypadku zaszła tak daleko, że nie przedstawiono mi NIGDY treści złożonej na mnie skargi. De facto nie wiem więc dotąd, o co zostałem oskarżony, co uniemożliwiło mi odniesienie się do zarzutów (także w rozmowie z komisją), które niewątpliwie się w tej skardze znajdują. W regulaminie Komisji nie ma nigdzie mowy o tym, że obwinionemu nie wolno przedstawić zarzutów zawartych w skardze.

Zasada bezstronności została kilkakrotnie złamana w trakcie wysłuchania-przesłuchania mnie przez Komisję, gdyż jej członkinie (w szczególności jedna) wygłaszały następujące opinie:

„Ma pan grupę osób, wobec których zachowywał się pan więcej niż niestosownie”.

„Im więcej ofiar będzie pan miał w swojej karierze, tym bardziej publiczna będzie ta sprawa…”

 „Czy Pan Profesor nie może zrozumieć tej sytuacji, że Pan skrzywdził”

„Nie ma Pan sekundy refleksji na temat krzywd, jakie Pan wyrządził”

Niech Pan sobie wyobrazi, że tak jak Pan traktował te dziewczyny, tak ktoś traktuje Pana córki na uczelni”

 „One (dziewczyny) są zniszczone przez Pana”

„Nawołuję: więcej zrozumienia dla ofiar, więcej zrozumienia dla dziewczyn, które były przez Pana molestowane po prostu”

 „Proszę powiedzieć, jak Pan rozumienie jednak swoją winę” [nagranie w mojej dyspozycji]

 

Takie zdania świadczą o tym, że członkinie Komisji orzekły o mojej winie jeszcze przed tym, zanim mnie wysłuchały, a zamiast pytać mnie o moją wersję przebiegu jakichś wydarzeń, przesłuchanie spędziły na pouczaniu mnie. Czy to jest bezstronność postępowania? Wobec jednej z członkiń Komisji, która (jak świadczą przytoczone cytaty) osądziła mnie zanim wysłuchała, wniosłem do uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej zawiadomienie  o popełnieniu przewinienia dyscyplinarnego z wnioskiem o wszczęcie postępowania wyjaśniającego.

Ponadto o braku bezstronności Komisji świadczy to, że rozmowie ze mną, jej członkinie podkreślały, że sam fakt, iż byłem  profesorem i przełożonym stanowi podstawę  oskarżenia mnie o nadużycia obyczajowe, w tym molestowanie. W opinii członkiń komisji molestowanie może zachodzić tylko w relacjach przełożony – podwładny i tylko w jednym kierunku: jestem winien molestowania, ponieważ byłem przełożonym i miałem władzę. Byłbym winien – stwierdziła jedna z profesorek członkiń komisji – nawet gdyby podwładne (studentki, doktorantki) wyrażały zgodę, np. na pocałunek [Wszystko to jest udokumentowane na nagraniu, na które Komisja wyraziła zgodę]. Na uwagę, że sam byłem kilka lat temu molestowany przez studentkę i notatkę o tym złożyłem do dziekana wydziału, Komisja nie zareagowała. W tej sprawie moje prawo do obrony zostało pogwałcone z tego powodu, że mam nieszczęście być profesorem, przełożonym i mężczyzną.

4. Dalej w regulaminie Komisji czytamy: „Do wybranych prac składu powołanego do wyjaśnienia sprawy mogą być dopuszczeni z głosem doradczym: ekspert z dziedziny psychologii, ekspert z dziedziny prawa, Rzecznik Akademicki ds. studenckich i pracowniczych, przedstawiciel Zarządu Samorządu Studentów lub inna osoba, której eksperckie kompetencje mogą być przydatne przy rozpatrywaniu sprawy”. ( 7, p.2). Nic mi nie wiadomo, by w mojej sprawie byli powoływani jacyś eksperci z dziedziny psychologii (nie wspomina się o tym w końcowej opinii Komisji), a żaden z sześciorga członków mojej komisji nie jest psychologiem. Są to profesorowie:

– socjolożka zajmująca się socjologią polityki, gender studies, socjologią mniejszości etnicznych, kulturowych i społecznych oraz socjologią prawa;

– literaturoznawczyni germanistka, kulturoznawczyni;

– prawnik i kryminolog specjalista od zagadnień handlu ludźmi i pracy przymusowej, przestępczości, więziennictwa, policji, socjologii instytucji totalnej, zapobiegania torturom i społeczeństwa obywatelskiego;

– politolog,  zajmuje się  strategią integracji społecznej;

– filozofka specjalizująca się w etyce, publicystka;

– socjolożka, specjalistka z zakresu mediacji i rozwiązywania konfliktów.

I to oni orzekali w sprawie o molestowanie, oni uznali, że potrafią bezsprzecznie ocenić, kto kłamie, a kto nie…W mojej ocenie komisja, która mnie oceniała, nie miała kompetencji zawodowych, żeby oceniać sprawę tego typu.

5. Kiedy poprosiłem, żeby Komisja wysłuchała także moich świadków, osoby zeznające na moją korzyść, powiedziano mi, że nie ma już możliwości wysłuchania innych osób, gdyż ja jako osoba obwiniona jestem wysłuchiwany na końcu postępowania.

§ 7 p. 4 jest zapisane, że: „W ramach postępowania wyjaśniającego skład powołany do wyjaśnienia sprawy wzywa i wysłuchuje osobę obwinioną oraz może zadawać jej pytania. Skład powołany do wyjaśnienia sprawy może także wzywać i wysłuchać inne osoby mające informacje o sprawie, zadawać im pytania oraz zapoznawać się z niezbędnymi dokumentami”.  Nie jest więc nigdzie napisane, że osobę obwinioną wysłuchuje się na końcu, jak mi powiedziano. Wysłuchano wcześniej świadków przedstawionych przez kobiety skarżące, a moich świadków nie dopuszczono. To jest bezstronność?

6. W § 6, p.5 zapisano, że sprawy opisywane w skardze powinny być wydarzeniami, które działy się „przed upływem roku od zdarzenia lub ostatniego z serii zdarzeń będących przedmiotem skargi”. Wprawdzie dalej jest powiedziane, że W wyjątkowo uzasadnionych sytuacjach przewodniczący Komisji może zadecydować o przyjęciu do rozpatrzenia skargi odnoszącej się do zdarzeń, które miały miejsce ponad rok wcześniej”, to jednak, jak świadczą o tym wszystkie cytaty z Narodowego Korpusu Języka Polskiego, fraza „ponad rok wcześniej” oznacza ‘między rokiem a dwoma latami’. Tych cytatów jest 41, innych nie ma. Odwoływanie się skarżących do wydarzeń sprzed 12, 17, a nawet 23 lat sprawia, że nie można zaprzeczyć przedstawianym w nich tezom, nie sposób bowiem pamiętać szczegółów tamtych wydarzeń. Komisja w ogóle nie powinna takich spraw rozpatrywać. Komisja istnieje od roku 2010 i jeśli któraś z kobiet uważała, że jest molestowana, mogła to zgłosić dużo wcześniej. Notabene konieczne jest precyzyjniejsze określenie terminu wcześniejszego niż rok jako tego, który może wchodzić w zakres uprawnień komisji przy rozstrzyganiu skarg. Enigmatyczne określenie „ponad rok wcześniej” może prowadzić do takich działań komisji, jak w moim przypadku.

7. Skład komisji, a właściwie dwóch trzyosobowych podkomisji, nie zachowuje zasady parytetu płci. Zasiadały w niej 4 kobiety i dwóch mężczyzn. Z tego co najmniej dwie z członkiń Komisji są aktywistkami ruchu feministycznego, członkiniami Warszawskiej Rady Kobiet i one też nadawały ton mojemu wysłuchaniu-przesłuchaniu, zadawały najwięcej pytań i wygłaszały najwięcej tez. Z uczestniczących w tym wydarzeniu online dwóch mężczyzn jeden nie zadał mi żadnego pytania i, o ile pamiętam, nie był obecny na wizji, drugi zadał tylko jedno pytanie. Zasadne jest więc przypuszczenie, że to owe panie wpłynęły na ostateczny kształt opinii Komisji. Uważam, że świadczy to o tym, że moja płeć ważniejsza była dla członków komisji, niż dochodzenie do prawdy. Przypuszczenie to wzmacnia fakt, że w skład Warszawskiej Rady Kobiet wchodzi także Sylwia Chutnik, pomawiająca mnie na łamach prasy i facebooka, a przy tym znana co najmniej dwóm członkiniom komisji i dwóm innym kobietom piastującym stanowiska w instytucjach antydyskryminacyjnych na UW, jak świadczy o tym fotografia zamieszczona na blogu Sylwii Chutnik, a zrobiona w czasie spotkania u prezydenta Trzaskowskiego 10 maja 2022. Sądzę, że są w sprawę uwikłane osoby, dla których od prawdy w mojej konkretnej sprawie ważniejsze jest to, by uczynić z niej publiczny manifest moim kosztem.

8. Komisja stwierdza w opinii:” Wszystkie wyjaśnienia skarżących zasługują naszym zdaniem na wiarę. [sic!] Nie mamy wątpliwości, że profesor Andrzej Markowski wielokrotnie, w ciągu wielu lat i w stosunku do niejednej kobiety dopuścił się zachowań noszących znamiona molestowania seksualnego”. Komisja sama więc przyznaje, że kieruje się wiarą, a nie faktami. W żadnym miejscu opinii nie pisze się, że zeznania kobiet skarżących były przez komisję weryfikowane przez wysłuchanie osób z tymi skarżącymi niezwiązanych, choćby świadków zgłoszonych przeze mnie. Jak wynika z ostatecznej opinii komisji, wpływ na takie a nie inne sądy miało m.in. to, że „wyjaśnieniom towarzyszyło załamanie głosu, widoczne powstrzymywanie się od płaczu”.

9. O składzie osobowym Komisji zostałem poinformowany na 2 dni przed terminem wysłuchania mnie. Dlatego nie mogłem sprawdzić, czy nie zachodzą przeszkody proceduralne, by wszystkie te osoby mogły rozpatrywać moją sprawę. Tymczasem okazało się, że między mną a trojgiem z sześciorga członków Komisji mógł zachodzić istotny konflikt interesów i dlatego powinni być oni wykluczeni z rozpatrywania tej sprawy. Szczegółów tego konfliktu nie mogę tu ujawnić, gdyż chodzi o sprawy objęte tajemnicą służbową (Rektor UW został o tym przeze mnie poinformowany).

Podsumowując. Komisji zarzucam postępowanie niezgodne z Regulaminem, w szczególności stronniczość i manipulację. Ponadto obowiązujący Regulamin jest bezspornie wadliwy. Jedna z członkiń Komisji oświadczyła, że Komisja nie jest sądem. Mimo to, nie dochowując zasad zwyczajowego postępowania w takich sprawach – bezstronności, przesłuchania świadków z obu stron, powołania biegłych w przypadku ewidentnych różnic w zeznaniach (słowo przeciwko słowu) – Komisja wydała na mnie coś, co nazywam wyrokiem, choć jest to podobno tylko rekomendacją dla Rektora. Oskarżenie o popełnienie przestępstwa, jakim jest molestowanie, osób nieskazanych prawomocnym wyrokiem, jest pogwałceniem zasady domniemania niewinności i sprzyja nadużyciom, które w tej sprawie według mnie występują. Powoduje to faktycznie pozbawienie mnie pracy, bo skazuje na banicję zawodową („Wnioskujemy o natychmiastowe zaprzestanie jakichkolwiek form  współpracy…”), wykluczenie z paru innych instytucji, ostracyzm towarzyski i krzywdzi moją Rodzinę.

Tego typu stwierdzenia, pomówienia ze strony Komisji, niepoparte dowodami, świadczą o braku profesjonalizmu. Komisja, mówiąc potocznie, nie poradziła sobie z całą tą sprawą.

Proszę wyobrazić sobie, że człowiek miesiącami czeka na możliwość przedstawienia swoich zeznań przed komisją, ma nadzieję, że zostanie po ludzku wysłuchany, obiektywnie oceniony, zbiera dowody (Jedna z członkiń Komisji ironicznie dwukrotnie stwierdziła, że jestem do wysłuchania bardzo dobrze przygotowany),  a ostatecznie jedyne, co otrzymuje to dwie godziny pouczeń.

Uważam, że dla dobra Uniwersytetu, należy niezwłocznie  zmodyfikować regulamin Komisji i zmienić  jej skład osobowy na taki, który będzie gwarantował bezstronność i kompetencje, i będzie chronił wszystkie ofiary, czyli także osoby fałszywie obwiniane.

Uważam, że w stosunku do mnie była to komisja dyskryminacyjna. Powtórzę: przesądzono o mojej winie przed rozmową ze mną dlatego, że zdaniem komisji jako mężczyzna, a ponadto profesor mający zajęcia ze studentkami i doktorantkami, mogłem molestować, więc zdaniem komisji na pewno to robiłem, bo skoro są mężczyźni, którzy molestują podwładne, to automatycznie ja jestem takim.